12 lutego 2016

Biegać rano czy wieczorem?

To nie jest kolejny artykuł przekonujący do biegania rano lub wieczorem jakich można znaleźć setki na stronach internetowych i w branżowych czasopismach. To nie jest artykuł traktujący stricte o korzyściach płynących z porannego treningu czy o negatywnych skutkach wieczornego biegania po ulicach wielkich miast pełnych smogu i spalin. To nie jest również poradnik dla osób szukających odpowiedzi na pytanie co będzie dla mnie lepsze, bieganie rano czy wieczorem? To jest po prostu krótka refleksja nad samym sobą i rozprawa z własnym niechcemisie

Wiele lat biegania za mną. Wiele prób podjęcia regularnego porannego treningu również. Niestety praktycznie wszystkie były nieudane. Dlaczego? Właśnie przez moje niechcemisie.

Nie chce mi się wstać rano bo jestem nocnym markiem. Nie chce mi się wstać rano bo wyjście z ciepłego wyrka na ziąb wzbudza we mnie odruch automatycznego powrotu pod kołdrę. Nie chce mi się wstać rano bo wizja obudzenia swoją krzątaniną reszty domowników natychmiast demotywuje. Nie chce mi się wstać rano bo nie lubię gwałtownie wychodzić ze swojej strefy komfortu. Nie chce mi się wstać rano ... bo zwyczajnie tak jest mi wygodnie. I na tym koniec wyliczanki pt. niechcemisie.

Jednak życie zmusza do tego, aby nawet wbrew sobie i swoim przyzwyczajeniom położyć się wcześniej spać. Zdarzają się coraz częściej sytuacje, w których wychodząc z ciepłego wyrka niemal wprost na ziąb zaciskam zęby i idę przed siebie. Okazuje się, że można przed pójściem spać tak zorganizować sobie rzeczy na rano, że porannej krzątaniny nie zarejestruje żaden domownik. Wreszcie otwarcie przyznaję, że tylko wyjście z własnej strefy komfortu gwarantuje progres. Wygodnie nie zawsze znaczy dobrze. Niekomfortowo nie zawsze znaczy źle. Przewrotne są te stwierdzenia ale jakże prawdziwe.

Wieczorne bieganie oświetlonymi ulicami zawsze przychodziło mi łatwo. Zmęczony wieloma godzinami pracy przy biurku, zestresowany i przeciążony zawiłościami codziennych obowiązków z chęcią wskakuję w biegowe buty, żeby dać sobie fizyczny wycisk. Nawet kiedy leje, wieje, sypie śnieg lub pojawia się ciekawy alternatywny sposób spędzenia kilkudziesięciu minut w miłym towarzystwie ciągnie mnie do biegania. Niesamowite jest to zadowolenie z siebie po dobrze wykonanym treningu przy jednoczesnym poczuciu zmęczenia fizycznego. To jest doskonały sposób na odreagowanie wszystkiego co przytłoczyło mnie w ciągu dnia i oczyszczenie głowy ze złych myśli. 

Jednak wieczorne bieganie wymaga czasu, który trzeba poświęcać na obowiązki domowe i rodzinne. Po wieczornym bieganiu buzująca w żyłach krew nie pozwala szybko zasnąć. Wreszcie po wieczornym bieganiu chce się jeść a po jedzeniu też nie można szybko zasnąć i jakość takie snu jest kiepska. 

Mówi się, że jeśli zaczyna Ci brakować czasu na ogarnięcie wszystkich swoich obowiązków poszukaj sobie kolejnych. Rosnąca liczba zadań wymaga lepszego zarządzania czasem. Zarządzanie czasem z kolei to proces planowanego i systematycznego wykonywania zajęć... których jest coraz więcej.

I tak okazuje się, że doba ma za mało godzin a tydzień za mało dni, rok za mało miesięcy i w ogóle życie jest zbyt krótkie. A na to nie ma rady.

Chcąc pogodzić przyjemne z pożytecznym stanąłem przed wyzwaniem - albo przerzucam się na wczesny poranny trening albo swoje bieganie sprowadzam do okazyjnej formy aktywności fizycznej. Inaczej nie dam rady ogarnąć wszystkich pozycji w codziennym planie zajęć.

Jesienią ubiegłego roku udało mi się wejść w regularny poranny trening ale nie na długo. Dlaczego? Otóż przystąpiłem do niego zbyt późno kiedy dni zaczęły kurczyć się coraz szybciej. Przy moim rytmie dnia poranne bieganie bez czołówki po nadodrzańskich wałach możliwe jest jeśli słońce wstaje nie później niż o 6:30. Patrząc w kalendarz można szybko zauważyć, że w zasadzie cały listopad, grudzień, styczeń i luty to czas kiedy wschód słońca rozpoczyna się później. Zatem wyjście na trening o 6:00 kiedy na dworze zalegają egipskie ciemności to żadna przyjemność. 

I cały plan legł w gruzach. Znowu kombinuję żeby pogodzić wieczorne wyjście na bieganie kilka razy w tygodniu z obowiązkami. Miotam się unikając odpowiedzi na pytania Kiedy wrócisz? Ile Ci to zajmie? Czy nie mógłbyś pobiegać rano?

Ale już niedługo. Z końcem lutego wschód słońca znowu będzie rozpoczynał się przed 6:30. Według pewnej teorii wystarczy 21 dni żeby wyrobić w sobie jakiś nawyk, nabrać przyzwyczajeń, oswoić się z zaistniałą sytuacją, w której się znaleźliśmy. Pożyjemy pobiegamy zobaczymy czy to rzeczywiście działa i czy kolejna próba wejścia w poranny rytm treningowy zaowocuje wreszcie trwałą zmianą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...