2 lutego 2016

Sen na głodzie

To było wczesnym latem. Dzień był ciepły i słoneczny a w powietrzu unosił się zapach kwitnących kwiatów. Zajmowałem się porządkowaniem ogrodu rodziców kiedy olśniło mnie, że dosłownie za kilku minut startuje lokalny maraton. Porzuciłem dotychczasowe zajęcie i zakładając dosłownie w biegu strój startowy pognałem w kierunku biura zawodów. Kiedy dotarłem na miejsce okazało się, że tłum biegaczy już ruszył. Nerwowo szukałem stolika przy którym wydawano numery startowe. Kiedy go wreszcie wypatrzyłem drżącymi rękoma przypinałem go do koszulki gnając na linię startu. Jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam na sobie paska do pomiaru tętna. Mało tego, nie miałem też zegarka! Jak teraz mam biec? Jak rozplanować siły? Czy dam radę ukończyć ten maraton startując w takim stresie? Te myśli kłębiły mi się w głowie. Pognałem co sił zieloną aleją za grupą maratończyków, która była już ledwo widoczna. Kiedy wybiegłem z alei kręta trasa wiła się wśród łąk i lasów. Przez dłuższą chwilę biegłem sam ale w końcu doszedłem grupę biegaczy. Zacząłem przedzierać się przez nią chcąc przedostać się na czoło stawki. Udało mi się chociaż okupiłem to bardzo dużym wysiłkiem. Kiedy wreszcie biegłem w czołówce i miałem przed sobą tylko dwóch zawodników nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Serce waliło jak młot, krew pulsowała w skroniach a w płucach zaczęło brakować powietrza. Tłum ustawiony wzdłuż trasy krzyczał głośno dopingując do dalszej walki. Nogi robiły się jak z waty, kolejni biegacze zaczęli przebiegać obok mnie. Zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam już siły. W ustach mi zaschło a słońce paliło niemiłosiernie. 

Rzesza biegaczy przelewała się obok a ja stojąc w miejscu ocierałem zalewający oczy pot patrząc w kierunku wielkiego napisu META w odległości dosłownie kilkuset metrów. Chciałem biec ale nie mogłem. Mimo prób ruszenia do przodu stałem jak wmurowany. Byłem zrozpaczony i rozgoryczony tą swoją niemocą. Przecież tak dobrze się przygotowałem a w dniu próby zawaliłem start w którym miałem wygrać i stanąć na podium.... i w tym momencie się obudziłem :)

Takich snów doświadczam zwykle w okresie przedstartowym kiedy dopada mnie głód startu. Tak określam stan w którym sam trening nie wystarcza. Emocje i adrenalina jakie towarzyszą biegaczowi kiedy staje na starcie biegu i kiedy wpada na metę mocno uzależniają. Ta pozytywna dawka energii starcza na jakiś czas. Jednak kiedy przychodzi okres roztrenowania i zimowego budowania formy zaczyna tego brakować.  

Do najbliższego wiosennego startu czyli 10 Wroactive zostało 6 tygodni. Pewnie wyśnię w tym okresie jeszcze niejeden sen, w którym znowu nie dobiegnę do mety :) Tymczasem lecę na trening. Dziś w planie 10 min rozbiegania plus 2 x 3 km w tempie startowym na 10 km.

1 komentarz:

  1. To sen, który nigdy się nie ziści. Z takim doświadczeniem i profesjonalnym podejściem do tego, co robisz nie ma szans na taką sytuację!
    Miłego biegania w tych niskich temperaturach i wiatrach! ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...