1 października 2011

33. Maraton Wa-wski oczyma widza

Po nieprzespanej nocy (gorączka, dreszcze, impreza za ścianą) zjadłem byle śniadanie, zażyłem garść leków i wskoczyłem w metro w kierunku Placu na Rozdrożu. Byłem umówiony na 8:20 z resztą teamu na pamiątkowe zdjęcie. Niestety forma nie pozwoliła nawet na szybki spacer. Byłem tam około 8:35. Spotkałem jedynie Karola i nowego kolegę, praktykanta. Karol dosłownie wciągnął mnie do żółtej strefy startu. Mimo, że miałem numer w kieszeni nie powinienem tam stać. Oczywiście biegacze nie mieli nic przeciwko, widzieli przecież ASICSy na moich nogach i słyszeli jak kiepsko się czuję. "Będzie jeszcze nie jeden maraton" słyszałem dookoła. Serce oprócz gorączki ściskał żal, dręczył mnie głód biegu. Mimo, że wiedziałem z czym wiąże się bieg po 38km to chciałem to znowu poczuć. Niestety nie było mi to dane. Nie tym razem.
9:00 - wystrzał z pistoletu i ruszyli. Zostałem z boku. Trochę zmieszany. Ale szybko doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic straconego - wezmę udział w tej imprezie jako kibic!
9:23 z sekundami - Karol kończy 5km, trzyma sie międzyczasów na wynik 3:15:00. Jest dobrze.
Reszta biegaczy różnie - jedni rozsądnie, miarowo prą do przodu, inni gnają na oślep byle szybko, jeszcze inni zachowawczo truchtają. Pięknie to wygląda, pięknie.
Szyba zawijka do metra, powrót na mieszkanie znajomych, próba dobudzenia ich i przesiadka do auta. Jesteśmy na 23km. Dopingujemy biegaczy na przejściu dla pieszych. Mój znajomy, który aż do tej pory miał lekceważący wręcz stosunek do biegania i biegaczy jest zachwycony uporem i wolą walki wymalowaną na twarzach mijających nas biegaczy - JA TEŻ TAK CHCĘ, POBIEGNĘ ZA ROK MARATON!!! w końcu słyszę od niego. Powiedziałem tylko, że trzymam go za słowo. Atmosfera jest niesamowita. Szybka zmiana miejscówki. Jesteśmy na 38km. Budzimy ledwo żywych zombie do życia, zachęcamy równo biegnących do kontynuowania wysiłku, dopingujemy walczące panie. Małym grupkom seniorów pokrzykujemy "cóż za dyspozycja, wogóle nie widać zmęczenia". Jedni przebiegając udają, że nas nie widzą, inni walą w ściane i nie są w stanie skupić się na niczym innym z drugiej strony ożywieni zombie cieszą się i krzyczą "dzięki, daliście mi siłe", podbiegają przybijają piątki, inni jeszcze z daleka uśmiachają się i liczą tylko na odwzajemnienie uśmiechu. Jak ja dobrze wiem ile to znaczy. Doping na trasie to nieoceniona pomoc. Szczególnie po 38km!!! Jest i Karol, trochę wolniej, nie będzie 3:15 ale i tak dobry wynik jest w zasięgu. Próbuję dopingować, podkręcić jego tempo biegnąc z nim chwilę ale koszulka z biegu rzeźnika na plecach jak gdyby sama zdawała się mówić "robie swoje, dortwam, ale nie każ mi przyspieszać bo to nie jest jeszcze ten moment" czuję respekt, zaciskam kciuki, klepie go po ramieniu i przechodzę do kolejnego biegacza :) To była świetna zabawa! Młody Grześ, 20-letni debiutant dziękował za doping - "Bardzo mi pomogłeś, bardzo dziekuje" powiedział, podniósł głowę i przyspieszył. Panie, które szły na czas poniżej 3:30 miały na prawdę uśmiechnięte miny, to było niesamowite! 
Zawinęliśmy się na metę. Po krótkim dopingu znalazłem Karola. Wynik 3:27 był świetnym debiutem jednak jak sam stwierdził "maratonu nie da się przebiec za darmo". Potrzeba przygotowań, które Karol odpuścił. Z pewnością następnym razem podejdzie mocno zmotywowany i dobrze przygotowany. Myślę, że jest potencjalnym trójkołamaczem. 
Przeżywałem chwile wzruszenia patrząc na wbiegających na metę. Powtarzałem sobie w głowie - już za 3 tygodnie Poznań. Tam pokażę swoją klasę, taktykę i wytrenowanie!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...