HISTORIA


Moja historia od zera do ... czyli jak zrzuciłem 27 kg nadwagi i zostałem maratończykiem.


Biganie i odchudzanie. Blog o bieganiu.

Cześć, mam na imię Tomek ale dla większości jestem znany pod pseudonimem Czmielu. Urodziłem się w 1981 roku w Opocznie. W podstawówce i ogólniaku byłem typowym chuderlakiem bez względu na to co i kiedy jadłem. Podczas studiów mój metabolizm zaczął zwalniać. Znikoma aktywność fizyczna, całe dnie przed komputerem, jedzenie czegokolwiek i słabość do piwa generowały kolejne kilogramy, które początkowo bagatelizowałem. Typowo siedzący tryb życia, który zacząłem prowadzić wraz z rozpoczęciem pracy zawodowej jeszcze bardziej sprzyjał tyciu a ja pogodziłem się ze swoim "nowym wyglądem". Doprowadziło to do tego, że w wieku 28 lat ważyłem 92 kg przy wzroście 172 cm. 

W sierpniu 2009 roku zacząłem dotkliwie odczuwać pierwsze skutki uboczne nadwagi takie jak bóle stawów, pleców, problemy z wysokim cholesterolem itp. We wrześniu czułem się fatalnie i zgłosiłem się do lekarza. Wyniki serii badań nie pozostawiały złudzeń. Lekarz prowadzący zaproponował mi dwie drogi do poprawy mojego zdrowia i samopoczucia. Pierwszą miały być leki, które musiałbym zażywać w zasadzie do końca życia. Oczywiście to rozwiązanie miało drugie dno czyli negatywny wpływ leków obniżających poziom złego cholesterolu na organizm. Drugą opcją była natychmiastowa zmiana stylu życia. Dodatkowo opisał mi w żołnierskich słowach co mnie czeka jeśli kompletnie zignoruję jego zalecenia.

Podziałało to na mnie jak kubeł zimnej wody. Byłem mężem i młodym ojcem, więc miałem dla kogo żyć. Bez chwili zawahania wybrałem tę drugą propozycję i jeszcze tego samego dnia za namową lekarza powiesiłem na lodówce tabelkę zatytułowaną Dieta niskocholesterolowa oraz zapisałem się na wizytę u dietetyka. W oczekiwaniu na to spotkanie odżywiałem się zgodnie z zaleceniami diety przygotowując posiłki samodzielnie i jedząc o stałych porach. Minęło kilka tygodni i nadszedł dzień wizyty ...  z której ostatecznie zrezygnowałem. Okazało się, że dzięki własnemu uporowi i konsekwencji straciłem 10 kg. Postanowiłem więc trzymać się swoich postanowień.

Zacząłem regularnie jeździć na basen. Początkowo było ciężko. Marna kondycja i słaba wydolność zmuszały mnie do przerwy w pływaniu dosłownie co kilka minut. Ale byłem zawzięty. Po kilku tygodniach byłem w stanie pływać już kilkadziesiąt minut. Oprócz pływania ćwiczyłem również w domu wykonując m.in. pompki, brzuszki czy przysiady generalnie ćwiczenia ogólnorozwojowe.

Od września 2009 do kwietnia 2010 zrzuciłem 20 kg. Wyniki badań wróciły do normy. Wyglądałem i czułem się jak bym był o 10 lat młodszy. Musiałem wymienić całą garderobę na nową co choć kosztowne było bardzo przyjemne. Okazało się, że nie muszę skracać nogawek w nowych spodniach, mogłem założyć taliowane koszule. Szok! Skończył się problem z ciągłym poceniem się. Ustąpiły problemy dermatologiczne ze skórą na twarzy, przez które łykałem w przeszłości duże ilości leków. Jednym słowem rewelacja!

Dieta przeszła płynnie w nawyki żywieniowe, a regularne ćwiczenia i basen przyzwyczaiły mnie do wysiłku fizycznego i zwiększyły wydolność. Generalnie podczas tej przemiany udowodniłem sam sobie, że determinacja i konsekwencja w działaniu gwarantuje osiągnięcie założonego celu.

Przyszła wiosna i kiedy zrobiło się ciepło na dworze coraz częściej myślałem o zamianie basenu na inną aktywność fizyczną. Początkowo miał to być rower ale któregoś razu uczestniczyłem w dyskusji znajomych biegaczy na temat maratonu. To magiczne słowo maraton dzwoniło mi długo w głowie. Postanowiłem spróbować biegania.

28 kwietnia 2010 wyszedłem na mój pierwszy biegowy trening. I tak to się zaczęło. Najpierw marsz, potem szuranie, trucht, wolny bieg, 5 min, 15 min, 30 minut, 5 km, 10 km, 20 km. Od kwietnia do czerwca zrobiłem takie postępy, że byłem w stanie przebiec 30 km w czasie 2:45:00. Waga pokazywała 65 kg, czyli 27 kg mniej niż na jesieni poprzedniego roku.

12 września 2010 roku stanąłem na starcie 28. Maratonu Wrocławskiego. Do oczu napływały mi łzy wzruszenia. To był mój maratoński debiut. Po osiągnięciu mety byłem spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. Zegar pokazał czas 3:47:11.

Miesiąc później, 10 października, raz jeszcze przebiegłem ten dystans biorąc udział w 11.Maratonie Poznańskim, bo byłem przekonany, że byłem w formie na złamanie 3:45:00 a jedynie zabrakło mi doświadczenia. Udało się! Dobiegłem w czasie 3:44:55. Na dobre połknąłem biegowego bakcyla

Od tamtej pory przebiegłem już kilka tysięcy kilometrów. Zdobyłem Koronę Maratonów Polskich, dwukrotnie ukończyłem Bieg Rzeźnika, biegłem w roli peacemakera dla znajomych. Zużyłem wiele par butów i przetestowałem wiele gadżetów oraz ciuchów do biegania. Spotkałem wielu ludzi z biegowego świata, przeczytałem dziesiątki gazet i kilka książek o bieganiu i zdrowym stylu życia. Mam swoje patenty i mnóstwo rad, którymi chcę się podzielić.

Tego bloga założyłem w dniu mojego pierwszego treningu biegowego. Musze przyznać, iż żałuję, że nie opisywałem tego wszystkiego na bieżąco w formie pamiętnika. Było to prawie 5 lat zbierania doświadczeń i niesamowitych wrażeń. W ciągu tych pięciu lat przytrafiły mi się również kontuzje i to całkiem poważne przez co rok 2014 upłynął mi pod znakiem przerwy w regularnym treningu. Przez ten rok zregenerowałem się i mentalnie odpocząłem. Odkryłem nowe pasje. Niestety też przytyłem aż 8 kg, więc powrót na biegowe ścieżki wiąże się również z chęcią utraty tego nadmiarowego balastu. Czuję głód biegania, głód startów, głód bicia życiówek! 

Blog ma być formą pamiętnika ale również czynnikiem motywującym do treningu. Może z czasem ktoś zacznie go czytać i komentować.


Chciałbym aby moja historia i blog były inspiracją dla wszystkich tych, którzy chcieliby coś w sobie zmienić ale ciągle zakładają z góry, że się nie da, że to za trudne. Też taki byłem. Jednak wystarczy bardzo czegoś chcieć aby zrealizować założony cel. A kiedy po drodze przytrafi nam się upadek trzeba szybko wstać, otrząsnąć się i biec dalej, cały czas do przodu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...