15 lutego 2015

Tragedia na Babiej Górze. Wspomnienie Lucka.

Dzisiaj Internet obiegła wstrząsająca informacja o śmierci Lucjana Chorążego, ultramaratończyka, znakomitego biegacza górskiego ze Skawinek. Wczoraj wybiegł na regularny trening na Babiej Górze, z którego już nie wrócił. Kochał góry i został w nich na zawsze.
 
Lucek, dzięki za wspólne kilometry, cenne rady i wskazówki. Byłeś wielkim biegaczem a przy tym skromnym i zawsze uśmiechniętym człowiekiem. Ukończyłeś swój bieg. Odpoczywaj w pokoju [']

http://czmielubiega.blogspot.com/2015/02/tragedia-na-babiej-gorze-wspomnienie.html

13 lutego 2015

Trzy pączki na Ślęży

Wczoraj był Tłusty Czwartek i chociaż na co dzień pączków nie jadam tego jednego dnia w roku mam na nie taką ochotę, że opycham się nimi do zrzygania. Czasami zjadałem nawet 10 sztuk ale wczoraj korek odbił mi po szóstym. Lekko licząc jeden pączek ma co najmniej 250kcal więc zakładam, że wrzuciłem w siebie ok. 1800kcal w postaci poczków z nadzieniem. Poza lekkim obiadem nic więcej nie zjadłem ale i tak postanowiłem spalić część pustych kalorii. Namówiłem dwóch kumpli na wieczorny trening na Ślęży. Trasa, którą zwykle przemierzam za dnia nocą oświetloną czołówką jest jeszcze bardziej niesamowita i wręcz magiczna. W połowie drogi na górę zalega coraz więcej śniegu i robi się ślisko. Z ośnieżonych i oszronionych drzew sypią lodowe igły przy najmniejszy podmuchu wiatru. Wokół panuje cisza i tylko co jakiś czas święcąca para oczu w oddali daje do myślenia, że nie jesteśmy tu sami...

W trakcie półtoragodzinnego treningu spaliłem nieco ponad 800kcal, więc przyjmuję, że były to trzy najmniejsze pączki jakie wczoraj pochłonąłem. Dobre i to :)

Jednak najważniejsze we wczorajszym treningu było podjęcie wyzwania wyskoczenia na wspólny trening na Ślężę przez trzech kumpli będących na różnym poziomie wytrenowania i stawiających sobie odmienne cele na ten sezon. Wszak nie samo klepanie kilometrów jest najważniejsze. Bo choć uklepałem ich już kilka tysięcy najbardziej cenię sobie te zaliczone w dobrym towarzystwie przyjaciół, znajomych czy ludzi poznanych na biegowej ścieżce lub na trasie imprez biegowych.


10 lutego 2015

Światowy Dzień Pizzy czyli refleksje na temat "Jak biegać i nie chudnąć?"

9 lutego przypada Światowy Dzień Pizzy. Jak donoszą media codziennie na świecie sprzedaje się ok 13 milinów pudełek tego przysmaku. Niewiele jest chyba osób, w tym biegaczy, którzy nie lubią pizzy. Zwłaszcza dzieci za nią przepadają i właśnie przez to, że nie potrafię im odmawiać przyjemności zawsze kiedy poproszą robię im ją na kolację. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że próbując zredukować wagę unikam objadania się wieczorami i staram się bilansować posiłki pod względem kalorycznym. Jednak w miniony poniedziałek był Dzień Pizzy więc zjedzenie jej o 21:30 było, zdaniem mojej żony i dzieci, jedynie drobnym grzeszkiem.

Pizza wyszła znakomita i szybko znikała z prostokątnej blaszki. Nie jest to danie niskokaloryczne ale zrobione w domu i konsumowane w rodzinnym gronie z dodatkiem sosu czosnkowego i pomidorowego własnej roboty smakuje wybornie i nie potrafię sobie jej odmówić. Przy ostatnim kęsie pomyślałem, że przecież to się wybiega. ALE ... żeby chudnąć trzeba pilnować ujemnego bilansu kalorycznego. Najlepiej przejść na dietę MŻ czyli Mniej Żreć ale strasznie ciężko ją realizować w codziennym życiu biegacza.

Im więcej biegam tym bardziej chce mi się jeść. Wraz ze wzrostem obciążenia treningowego coraz łatwiej ulegam drobnym grzeszkom dietetycznym bo przecież to wszystko się wybiega. W ten właśnie sposób można biegać i nie chudnąć. Mało tego, można biegać i tyć.

4 lutego 2015

Biegowe podsumowanie miesiąca - styczeń 2015

Nareszcie powróciłem na biegowe ścieżki z zamiarem regularnego biegania i odbudowania utraconej formy. Na pierwszy trening wyszedłem w niedzielę 4 stycznia. Zacząłem od spokojnego rozbiegania i podjąłem decyzję, że cały miesiąc tak właśnie będę biegał. Wolno i spokojnie.
Garmin Connect
Zestawienie wygenerowane w serwisie Garmin Connect
W trakcie trzynastu treningów przebiegłem ok. 135 km co zajęło mi nieco ponad 13 godzin. Średnio wychodzi 13 treningów po godzince ale w rzeczywistości było inaczej. Udało mi się wpleść dwa treningi na Ślęży. Pierwszy dał mi nieźle w kość zarówno w trakcie biegu jak i przez następne dwa dni. Organizm odzwyczajony od długich podbiegów buntował się zadyszką i wysokim tętnem. Następne dwa dni były męczarnią, bo wszystkie nieużywane na co dzień mięśnie dawały o sobie znać dokuczliwym bólem. Jednak było warto się pomęczyć, bo następny wyjazd na Ślężę był mniej bolesny.

Zdarzyło mi się opuścić 3 treningi tj. niedzielny, wtorkowy i sobotni. Podyktowane to było względami rodzinnymi a te nie podlegają dyskusji.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...