31 grudnia 2015

Najlepszego w Nowym 2016 Roku!

 Najlepszego w Nowym 2016 Roku!



Udanych treningów,
Owocnych stretchingów,
Życiówek na mecie,
Wytrwania przy diecie,
Pomyślności wszelkiej,
Pociechy ze swych pasji wielkiej,
Tego Wam życzę w Nowym Roku,
Pilnując w swym biegu miarowego kroku :)


29 grudnia 2015

Szczyt formy sportowej. I co dalej?

Amatorskie bieganie zwłaszcza na początku daje duże satysfakcji. Coraz dłuższe treningi, coraz dłuższe dystanse w końcu coraz lepsze tempo i kolejne życiówki. Nikomu w tym okresie nie przychodzi do głowy, że pasmo ciągłych sukcesów w końcu zostanie przerwane. I nie mam tu na myśli pojedynczego nieudanego startu. Każdy dobiega do takiego momentu w swojej karierze, w którym stwierdza że już więcej z siebie nie wyciśnie. Co wtedy?

Jeżeli geny i wiek w naturalny sposób nie wymuszają zwolnienia tempa należy zweryfikować swoje podejście do treningu. W początkowym okresie regularnego biegania, po wstaniu z kanapy i redukcji wagi, przy niewielkim nakładzie pracy można uzyskać oszałamiający wzrost formy. Jednak utrzymanie tego poziomu wymaga systematycznego treningu. Jeżeli chcemy notować kolejne wzrosty musimy wpleść dodatkowe środki treningowe. Już nie wystarczy samo bieganie nawet przy dużym tygodniowym kilometrażu. Konieczne będzie wzbogacenie planu o kolejne porcje podbiegów, tempówek, ćwiczeń sprawności ogólnej i siły, rozciągania oraz regeneracji. Istotne jest aby wraz ze wzrostem obciążenia treningowego więcej czasu przeznaczyć na właściwą regenerację. Przemęczenie prowadzi do przetrenowania i kontuzji a to z kolei jest równia pochyła w kierunku regresu, beznadziei i odstawienia biegania na boczny tor.

27 grudnia 2015

Niebiegowe Święta Bożego Narodzenia

Tegoroczne Święta Bożego Narodzenia były wybitnie niebiegowe. Pomimo wyjątkowo sprzyjającej pogody nie biegałem ani razu. Plecak z Maratonu Di Roma wypakowany butami, ciuchami i sprzętem przeleżał całe święta obok kanapy. Nie znalazłem ani chwili na popołudniowe czy wieczorne bieganie ze względu na liczne spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Z kolei o porannym rozruchu również nie było mowy, bo wspomniane spotkania przeciągały się do późnych godzin nocnych, więc wczesną pobudkę można byłoby porównać do średniowiecznych tortur.

Jak by tego wszystkiego było mało wśród świątecznych życzeń tylko raz pojawiło się bezpośrednie nawiązanie do biegania. Przez ostatnie pięć lat ciągle słyszałem życzenia coraz lepszych wyników czy kolejnych udanych startów. W tym roku natomiast jak by wszyscy nagle zapomnieli o tym, że biegam. Z drugiej strony mijający 2015 rok przyniósł tak wiele nowego w moim życiu, że najbliżsi właściwie ocenili wagę moich priorytetów. Z bieganiem dam sobie radę natomiast na innych płaszczyznach potrzebne mi będą odrobina szczęścia, wsparcie znajomych i czas, który biegnie nieubłaganie.

Już jest po świętach ale życzę wszystkim i sobie aby kolejne były jednak biegowe.

10 czerwca 2015

Podwójna relacja z X i XII Biegu Rzeźnika

Postanowiłem napisać relację z X i XII Biegu Rzeźnika. Dlaczego z obu? Po pierwsze dlatego, że relacja z debiutu nigdy nie powstała ale dzięki tegorocznej edycji wspomnienia odżyły i będę mógł opisywać tę imprezę z perspektywy debiutanta i biegacza, który miał okazję przebiec Rzeźnika raz jeszcze. Po drugie dlatego, że to świetna okazja do porównań mojej formy, treningu, oraz samej imprezy, jej organizacji i przebiegu. A wreszcie po trzecie dlatego, że obie edycje różniły się moim zdaniem pod wieloma względami. 

Za pierwszym razem zegar zatrzymał się po 14:53:33. W tym roku meta została osiągnięta w czasie 13:18:17. Z czego wynikła taka różnica, jak się przygotowywałem i dlaczego pobiegłem z różnymi partnerami? Odpowiedzi jest wiele. Ale po kolei.

 Podwójna relacja z X i XII Biegu Rzeźnika

29 maja 2015

Zaoczny VI Bieg dla Maćka

Matura? Swoją zdawałem 15 lat temu. Same egzaminy choć wiązały się z dużym stresem pozytywnie zapisały się w mojej pamięci no i oceny były bardzo dobre. Natomiast jeszcze milej wspominam ludzi, z którymi do matury podchodziłem i z którymi przyjdzie mi za tydzień spotkać się na imprezie "15 lat po Maturze". Będzie też wychowawca, historyk, który wykazał się ogromną cierpliwością w klasie mat-info, pełnej pasjonatów nowoczesnych technologii ale nie historii. Mimo to zawsze mieliśmy i mimo upływu lat nadal mamy z nim świetne relacje. Niech się cieszy zdrowiem jak najdłużej!

I cała ta wzmianka o maturze mogłaby mieć jedynie pozytywny wydźwięk gdyby nie jeden mały szkopuł. Mianowicie wyjazd na imprezę wiążę się z powrotem do rodzinnego miasta na weekend 30-31 maja. Z kolei w niedzielę 31 maja odbędzie się we Wrocławiu VI Bieg dla Maćka. To był mój pierwszy bieg masowy w życiu i nie opuściłem żadnej edycji. Nawet po X Biegu Rzeźnika na obolałych nogach honorowo wziąłem w nim udział. W tym roku będzie ciężko wrócić do Wrocławia 300 km po całonocnej imprezie w gronie starych znajomych. Tym bardziej, że start biegu tradycyjnie zaplanowany jest na godz. 11:00. 

Wpadł mi do głowy pomysł na zaliczenie tego biegu "zaocznie". Zaproponuję znajomym z klasy, żeby w niedzielę po imprezie, jak już odeśpią, przebiegli ze mną dystans 10 km w szczytnym celu. Nie raz robiliśmy wspólnie szalone rzeczy, więc może i na to uda mi się namówić kilkoro z nich. Zaocznie można się uczyć i studiować ale czy można zaocznie wystartować w biegu? Nie wiem. Spróbuję :)

W kinach grają film "Ze wszystkich sił" a życie pisze podobny scenariusz na naszym polskim podwórku. Więcej o Maćku, jego biegającym ojcu, Pawle Jachu, całej rodzinie i imprezie biegowej można poczytać na stronie biegu i na fejsie. Zachęcam do zapoznania się z tą historią. Z pewnością nie raz spotkaliście lub spotkacie na maratonie czy połówce wózek z Maćkiem pchany przez jego ojca.

W tym roku oprócz biegu głównego rozegrany zostanie 48-godzinna sztafeta ULTRA Maćka oraz odbędzie się BASE CAMP czyli spotkanie z polskim himalaizmem. Szkoda, że nie będę mógł wziąć udziału. Takie życie.

28 maja 2015

Pierwsze pudło mojej córy :)

W niedzielę 24 maja odbył się XIII Rodzinny Festyn Maślic, a jednym z jego punktów był III Maraton Maślicki czyli bieg na dystansie 3 km dla wszystkich. Wybraliśmy się rodzinnie żeby podziwiać występ starszej córki, która wraz z koleżankami z klasy debiutowała na scenie śpiewając piosenki dla dzieci. Po występie zaproponowałem jej wspólny udział w biegu. O dziwo mama i młodsza siostra również wyraziły chęć uczestnictwa. Start wyznaczono na 18:00 więc kwadrans przed osiemnastą przebraliśmy się w stroje i obuwie sportowe i zrobiliśmy rozgrzewkę. Ok 18:10 wystartowaliśmy z końca stawki. Początkowo biegliśmy we czworo ale tempo ok. 5:30 min/km było zbyt szybkie dla młodszej córki i mamy. Starsza córka trzymała tempo a ja nie pozwalałem jej biec zbyt szybko. Po 1,5 km powiedziałem jej, że połowa już za nami. Ucieszyła się bo w międzyczasie wyprzedziła wielu biegaczy i biegaczki w tym swoją panią bibliotekarkę. Po 2 km okazało się, że trasa będzie dużo krótsza niż wynikało to z zapowiedzi i po 2,32 km wpadliśmy na metę. Radość córki  z osiągnięcia mety była ogromna, a ja miałem świadomość, że zapas mocy nadal w niej drzemał. Jak się okazało wywalczyła pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej! :) Radości nie było końca, a mnie rozpierała duma :) Młodsza córka zrobiła piękny finisz razem z mamą i ostatecznie zajęła 5 miejsce w kategorii. Cieszyliśmy się, że po raz pierwszy przebiegła taki dystans bez kryzysu i chęci rezygnacji. Cieszę się, że moje pociechy w wieku niespełna 7 i 9 lat lubią bieganie. Mam nadzieję, że zdrowy tryb życia wejdzie im w krew a chęć sportowej rywalizacji pozytywnie wpłynie na ich rozwój fizyczny i duchowy. Jestem dumnym tatą! :)

26 maja 2015

Koleżeński 23. Półmaraton Świętokrzyski (niezaliczony)

Bieganie jest pasją, która pozwala mi realizować się na wielu płaszczyznach. Dzięki bieganiu zgubiłem nadwagę oraz cieszę się dobrym zdrowiem i kondycją. Poprzez trening biegowy podniosłem swoją wydolność i spełniłem marzenie o starcie w maratonie. Bieganie wpłynęło pozytywne na mój styl życia i stało się niejako moją wizytówką. Bieganie uświadomiło mi również, że każdy projekt, który rozpoczynam jestem w stanie ukończyć mimo, że czasami wymaga to ogromnego wysiłku. Dzięki bieganiu poznałem nowych ludzi i ciekawe miejsca, do których pewnie nigdy bym nie zawitał nie mając biegowego pretekstu. Bieganiem wreszcie zaraziłem innych a dlatego, że cenię sobie bieganie dla fun'u od czasu do czasu oprócz koleżeńskich treningów zaliczam również koleżeńskie starty. Kolejnym będzie miał być 23 Półmaraton Świętokrzyski, który zaplanowana na 23 maja 2015 roku.

3 lata temu 26 maja 2012 roku pobiegłem tam pierwszy raz jako pace-maker dla Cykiego, który debiutował w połówce. Było słonecznie i gorąco a pagórkowata trasa mocno męczyła. Wynik na mecie nie był celem samym w sobie ale czas 1:51:43 w debiucie przy takich warunkach był powodem do dumy. Wsparcie na trasie zapewniał nam Szymon na rowerze, który wtedy nawet nie myślał o bieganiu. Przez ostatnie trzy lata zmieniło się wiele m.in to, że i on zaczął biegać. Do ekipy dołączył Rafał, który zaczął przygodę z bieganiem w 2012 roku wielkim przebojem - wygrał samochód w Maratonie Wrocławskim.

8 maja 2015

12 km zbiegu w dolinę, ku mecie

Miał być mocny trening. I był. Miały być podbiegi. I były ... z tym, że w sumie więcej biegłem w dół niż w górę. Ale po kolei...

Wybrałem się na kolejny samotny trening na Ślężę. Ze względu na obowiązki w Sobótce byłem dopiero o 19:00. Na dworze było pochmurnie. Gruntowe drogi i ścieżki usłane były kałużami. Temperatura wynosiła ok 14 st C, więc postanowiłem pobiec w samej koszulce a lekką kurtkę przeciwwiatrową wrzuciłem do plecaka z bukłakiem na wodę, w którym miałem jej ok litra. Ruszyłem w górę omijając kałuże. Czułem w nogach wtorkowy trening, więc nie spinałem się jakoś mocno ale mając świadomość zbliżającego się wieczora zaplanowałem, że wrócę do auta bez pomocy czołówki, którą na wszelki wypadek zabrałem na trasę. Na trzecim kilometrze przeszedłem do szybkiego marszu podpierając się kijami nie dlatego, że brakło sił ale ze względu na to, że zrobiło się bardzo ślisko! Po kamieniach, którymi usłany jest czerwony szlak na Ślężę po południu spłynął strumień wody nanosząc mokrą ściółkę. Po dotarciu na górę postanowiłem nie ryzykować upadku lub skręcenia kostki na śliskich kamieniach i zbiegłem utwardzoną ścieżką w kierunku Przełęczy Tąpadła a następnie wróciłem do auta biegnąc pod prąd trasy Półmaratonu Ślężańskiego. W ten sposób zaliczyłem niespełna 18 km z czego 12 było zbiegiem. Czułem ten zbieg w obolałych mięśniach dwugłowych obu nóg ale taki trening też jest potrzebny. 

5 maja 2015

Biegowe podsumowanie miesiąca - kwiecień 2015

Kwiecień plecień zaczął się bardzo wietrznie, dlatego pierwszy trening w miesiącu zrobiłem na bieżni mechanicznej. Potem pogoda się poprawiła i wróciłem na swoje biegowe ścieżki. Z dnia na dzień przyroda coraz bardziej dawała znać, że budzi się do życia z zimowego letargu. Od połowy miesiąca we Wrocławiu zieleń w zasadzie eksplodowała. Trawniki się zazieleniły, ptaki zaczęły śpiewać a na drzewach i krzewach pojawiły się liście a później kwiaty. Łąki zrobiły się żółte od mleczy a pod koniec miesiąca zakwitł rzepak, przez co podróże za miasto stawały się są coraz bardziej malownicze. Kilometraż nieco wzrósł do 160 km ale to zasługa startu w ORLEN Warsaw Marathon. Mimo, że chciałoby się więcej to liczba aktywności biegowych nadal poniżej 15. Co ciekawe forma jednak rośnie a wszelkie dolegliwości jeżeli się pojawiają szybko znikają. Maraton nie odbił się na moim zdrowiu ani dyspozycji. Przebiegnięty na dużej rezerwie był formą długiego wybiegania a nie morderczym startem. Katuję się wbiegając i zbiegając ze Ślęży a o celu tego treningu napiszę kilka słów już niebawem. Generalnie biegam tyle na ile czas i obowiązki pozwalają oraz próbuję przekonać się do biegania wczesnym rankiem, żeby móc trenować częściej. Co z tego wyjdzie zobaczymy na koniec maja.



28 kwietnia 2015

ORLEN Warsaw Marathon 2015 oczami uczestnika

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o pomyśle zorganizowania drugiego maratonu w Warszawie lekko się zdziwiłem. Internet huczał od dyskusji na ten temat a pomysł miał tylu samo zwolenników ilu przeciwników. Jednak mimo to ORLEN Warsaw Marathon wystartował w 2013 roku. Pierwsza edycja zupełnie mnie nie interesowała z uwagi na start w Dębnie w ramach starań o zdobycie Korony Maratonów Polskich. W 2014 roku z kolei zmagałem się z kontuzją i odpuściłem wiosenny maraton. Jesienią przy okazji rozmów z maratończykami podczas 32. Maratonu Wrocławskiego nasłuchałem się wielu pochwał pod kątem nowego wiosennego maratonu w Warszawie i postanowiłem wystartować w trzeciej. Wpisałem się na listę startową i rozpocząłem przygotowania. Powrót do regularnego treningu po długiej przerwie nie był łatwy. Świadomy braku formy postanowiłem nie atakować życiówki a wręcz przeciwnie - pobiec najwolniejszy maraton prowadząc kolegę na złamanie czwórki.

5 lat w biegu

Dokładnie 5 lat minęło od czasu pierwszego treningu biegowego i pierwszego wpisu na blogu, w którym zapisałem:
Mam za sobą pierwszy trening biegowy - 3x7min marszu na przemian z 3x7min truchtu. Było super pomimo lekkiego ataku kolki. To ledwie przedsmak ale już mi się podoba. Miałem uśmiech na ustach kiedy po pierwszych minutach marszu rozpocząłem trucht...
Z sentymentem wspominam wszystkie miłe chwile związane z bieganiem z tego okresu - pierwsze buty, pierwsze koszulki, pierwszą czapeczkę, pierwsze starty, pierwsze medale, pierwsze pudło i puchar, pierwszy zegarek biegowy, pierwsze kontuzje i porażki, pierwszą maratońską ścianę i pierwszą długą przerwę w regularnym treningu. Szmat czasu i jeszcze więcej wydarzeń.

Wielu ludzi przewinęło się przez to moje bieganie. Wielu mnie inspirowało, dla wielu być może inspiracją sam byłem. Wielu wróżyło mi porażkę i śmiało się z moich poczynań. Dzisiaj również biegają i śmieją się z tego, że się ze mnie śmiali :) Śmieszne to ale śmiech to zdrowie :)

Wybrałem losowo   zdjęcia z tych pięciu lat. Przyjemnie się je ogląda a jeszcze przyjemniej wraca się myślami do chwil, które zostały  na nich uwiecznione.

Nie chcę się nad tym specjalnie rozwodzić ale chciałem wspomnieć o tej okrągłej rocznicy. 

Życzę każdemu, kto rozpoczyna przygodę z bieganiem aby trwała jak najdłużej!

23 kwietnia 2015

Do maratonu zostało już ...

tylko nieco ponad 2 dni. W niedzielę wystartuje kolejna edycja OWM. To będzie mój 11 start w maratonie a pierwszy w roli zająca dla kolegi, który chce złamać czwórkę. Nie ma więc stresu i analizy poprzednich startów. Nie ma napinki związanej z rozmyślaniem o życiówce. Szykuję się do najwolniejszego maratonu, na którym mam zamiar po prostu dobrze się bawić. Oczywiście uprawiam przedstartowy carbo-loading i chociaż nie mam 100% pewności czy to działa to nie żałuję sobie i opycham się makaronem i innymi cudami :) Zasada jest prosta - przed maratonem trzeba wypocząć, najeść się i wyspać. No to dobranoc :)

17 kwietnia 2015

Taktyka na MARATON czyli zbiór praktycznych porad dla debiutantów


Ruszył cykl dużych wiosennych maratonów. Pierwszy w Dębnie, po nim Cracovia i Łódź a następnie ORLEN Warsaw Marathon. Miesiące przygotowań za nami. Na treningach wylaliśmy litry potu. Jeżeli na ostatniej prostej nie dopadła nas kontuzja to jedyne co wypada robić w ostatnich dniach to odpoczywając skrupulatnie zaplanować logistykę startu i mety oraz taktykę biegu. O logistyce pisałem w tym poście. Wiele rad odnośnie połówki - po niewielkiej modyfikacji - ma zastosowanie również dla maratonu. Natomiast taktyka rozegrania tego biegu ma kluczowe znaczenie i nijak się ma do taktyki na połówkę.

13 kwietnia 2015

Długie wybieganie przed ORLEN Warsaw Marathon

Za dwa tygodnie maraton, więc to był ostatni weekend na długie wybieganie, do którego tak na prawdę przymierzałem się już od dawna. Start godz. 20:00 w niedzielny wieczór. Pogoda idealna, czyli 11 stC bez wiatru i opadów. Założyłem na nogi dawno nieużywane już skarpety kompresyjne a do nerki wsunąłem 0,5 l izotonika przygotowanego z proszku. Ruszyłem. W powietrzu czuć było wiosnę z charakterystycznym intensywnym zapachem kwitnących krzewów forsycji i mirabelek. Nie miałem ochoty rezygnować z tych zapachów, więc mimo późnej pory skierowałem swe kroki ku wałom przeciwpowodziowym nad Odrą. Z oddali było słychać rechotanie żab na rozlewisku, które mijam biegnąc nad rzekę. Zauważyłem, że kiedy byłem coraz bliżej żabi chór liczył coraz mniej głosów, a kiedy przebiegałem obok rozlewiska miałem wrażenie, że już tylko dwie żaby wykazały się odwagą i śpiewały na zmianę. Oddalając się słyszałem, że rechot znowu przybrał na sile. Pomyślałem, że dzięki mojej wizycie większość w stadzie miała czas na przepłukanie gardła :)

10 kwietnia 2015

Dzieci źródłem motywacji w bieganiu

Kolejna rozmowa przy śniadaniu:

Ja: Pamiętacie, że za 2 tygodnie maraton?
Córki: Taaak, pamiętamy, już o tym mówiłeś 100 razy ...
Ja: No to co, jedziemy razem?
Córki: Ale ... musimy?
Ja: A to nie chcecie?
Córki: Chcemy ... ale wiesz ... trzeba długo czekać na Ciebie na mecie ...

Można motywować się na wiele sposobów ale dawanie z siebie wszystkiego, zarzynanie się na maxa po to żeby zobaczyć dziecięcy uśmiech na mecie nie da się porównać z niczym innym. Życiówka, medal czy gratulacje są super ale i tak najważniejsze są szczere słowa własnego dziecka - No, wreszcie dobiegłeś! :)

Kiedy zostajesz rodzicem Twój świat nagle zostaje wywrócony do góry nogami. Początkowo nie zdajesz sobie z tego sprawy. To przychodzi stopniowo. Po kilku tygodniach dostrzegasz przemianę. Masz inne potrzeby, martwisz się o nie a nie o siebie. W zasadzie martwisz się w końcu o kogoś bo o siebie nie miałeś czasu się martwić, w ogóle o tym nie myślałeś. Twoje potrzeby schodzą na drugi plan. Wszystko podporządkowujesz dziecku. Mija czas a ono dorasta. Ma swoje zdanie w wielu kwestiach. Zaczynają się dyskusje i sprzeczki. Dziecko, podobnie jak Ty, lubi postawić na swoim. Wreszcie przychodzi dzień próby. Dla Ciebie oczywiście. Nie możesz się spóźnić na przedstawienie w przedszkolu czy rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego. Dziecko na Ciebie liczy, pokłada w Tobie nadzieje. Widzi w Tobie wzór do naśladowania, więc nie możesz zawalić terminu, nie możesz nie dotrzymać obietnicy, nie możesz zapomnieć o umowie. Nie możesz sobie pozwolić na kompromitację w jego oczach. Dziecko jest MEGA motywatorem!

Mam dwójkę, więc motywuję się podwójnie :)


Podczas XI Poznań Maratonu czyli mojego drugiego startu na królewskim dystansie spotkałem biegacza, który po 30 km uderzył w ścianę tak mocno, że słaniał się na nogach. Nie mogłem być obojętny i próbowałem go wesprzeć. Udało się. Kiedy zaczął truchtać krzyknął, że dziękuje mi za wsparcie, bo myślał o tym, żeby zejść z trasy a na mecie czeka jego syn, któremu obiecał medal :)

3 kwietnia 2015

Biegowe podsumowanie miesiąca - marzec 2015

Z miesiąca na miesiąc forma rośnie a kilometraż spada. Jak to możliwe? Odpowiedź tkwi w mojej ulubionej jednostce treningowej czyli regeneracji. Im więcej odpoczywam tym lepiej biegam :) Ale do rzeczy. 
Marzec to dziwny miesiąc. Pogoda zmienna, w końcu przysłowie mówi, że w marcu jak w garncu, a jak aura nie sprzyja to i zdrowie szwankuje. Pierwszy tydzień przesiedziałem w domu łykając antybiotyk z powodu zapalenia ucha środkowego. Bieganie zacząłem dopiero 10 marca w Dniu Mężczyzn szybkim biegiem na Ślężę. Pogoda dopisała. Było słonecznie i ciepło. Jednak już kilka dni później w niedzielę 15 marca nie było już tak przyjemnie na dworze. Wiało i było chłodno. Jednak mimo wiatru wynik 42:03 w 2. Dziesiątce WROACTIV był na miarę oczekiwań i obrazował powrót formy. Dzięki temu z optymizmem podszedłem do 8. Półmaratonu Ślężańskiego, który odbył się 21 marca czyli w Pierwszy Dzień Wiosny. Tego dnia pogoda była piękna. Świeciło słońce, temperatura oscylowała w ok. 15 kresek, ptaki śpiewały i wokół czuć było wiosnę. Pobiegłem na luzie a jedyna myśl jaka kołatała mi w głowie w drugiej połowie dystansu to "nie zwalniaj". Biegłem spokojnie i wbiegłem na metę z czasem 1:36:54. Jak się później okazało poprawiłem życiówkę na tej trasie o 5 sek :) W kolejnym tygodniu odpoczywałem. Ograniczyłem się do dwóch lekkich treningów biegowych, ćwiczeń w domu i jednego mocnego treningi z podbiegami. Niestety w międzyczasie mój Garmin 310XT oszalał i musiał pojechać do serwisu. W tej sytuacji musiałem się przeprosić z Endomondo i Sportstrackerem. Ostatni tydzień marca to totalna pogodowa katastrofa. Wiało, lało i sypało śniegiem. Mam już doświadczenie w bieganiu w wichurze, więc dałem sobie spokój z uklepywaniem asfaltu wśród latających toreb foliowych, papierów, gałęzi i znaków drogowych. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Na Stadionie Miejskim otworzyli nową siłownię, więc nie zważając na pogodę biegałem na bieżni. Do tamtego dnia nie lubiłem takiego treningu i unikałem jak ognia. Jednak nowe miejsce, nowy sprzęt i atmosfera odczarowały mi bieżnię. Myślę, że będę tam częściej zaglądał jeśli aura nie będzie sprzyjająca. Dodatkowo mam fajne miejsce do ćwiczeń i nie będę już musiał się rozkładać na karimacie w pokoju przed TV :)

Miesiąc zamykam 93 km na liczniku pokonanymi w ciągu 11 jednostek. Zaliczyłem dwa starty, na dychę i połówkę, a uzyskane wyniki w pełni mnie satysfakcjonują. Waga powoli spada ale na razie nie ma się czym chwalić :)



31 marca 2015

Wywiało mnie na bieżnię mechaniczną

Pogoda dzisiaj jest okrutna. Wieje, leje i jest zimno. Widziałem ludzi na chodnikach próbujących schować się przed zacinającym deszczem pod parasolami. Niestety parasole nie wytrzymywały i po chwili nadawały się tylko do śmietnika. Jadąc autem czułem jak boczny wiatr buja samochodem nawet przy niedużej prędkości. Wszędzie walały się gałęzie a co jakiś czas widać było poprzekręcane lub poprzewracane znaki drogowe, płotki i barierki. Masakra pogodowa po prostu. Wracając z pracy zastanawiałem się jak mam wykonać dzisiejszy trening. IMGW wydał ostrzeżenie 2 stopnia dla kilku województw w tym dla dolnośląskiego, więc rozum mówił, żeby nie zgrywać twardziela i nie biegać po dworze. Tym bardziej, że kilka lat temu w taki wietrzny dzień wybrałem się na "trening" i była to walka z wiatrakami. Dosłownie. Bezsensowna i beznadziejna próba biegania z narażeniem zdrowia. Mając to na uwadze postanowiłem poczekać do wieczora.

25 marca 2015

8. MAZDA Półmaraton Ślężański oczami uczestnika

Półmaraton Ślężański to jedna z moich ulubionych imprez biegowych, w której nieprzerwanie biorę udział od  piątej edycji. Z roku na rok rośnie liczba uczestników, co ma swoje sensowne uzasadnienie. Przede wszystkim jest to pierwszy wiosenny półmaraton na Dolnym Śląsku, którego malownicza trasa wiedzie wokół Ślęży i chociaż jest wymagająca ma w sobie coś magicznego, co przyciąga każdego kto choć raz ją przebiegł. Start z Rynku w Sobótce po wystrzale z zabytkowej armaty, wspaniałe widoki, długie podbiegi, szybkie zbiegi, chłód na Przełęczy Tąpadła, długi prosty odcinek wśród pól uprawnych, pofalowana trasa na obrzeżach Sobótki i wreszcie bardzo szybki finisz, bo końcówka trasy to delikatny zbieg. Wielu biegaczy ma swoją życiówkę w półmaratonie, ale ta z Półmaratonu Ślężańskiego to zupełnie coś innego, po prostu życiówka na tej konkretnej trasie.


19 marca 2015

Pierwszy PÓŁMARATON czyli zbiór praktycznych rad dla debiutantów

Już w najbliższy weekend ponad 8 tyś. biegaczy weźmie udział w dwóch dużych półmaratonach wiosennych otwierających tegoroczny sezon startowy. W sobotę 21 marca o godz. 11:00 z Rynku w Sobótce wystartuje 8. MAZDA Półmaraton Ślężański a w niedzielę 22 marca również o 11:00 z Krakowskich Błoni ruszy XII Krakowski Półmaraton Marzanny

Dla wielu biegaczy będzie to pierwszy start w biegu na długim dystansie i do nich w szczególności skierowany jest ten wpis.

Każdy kto poważnie przygotowywał się do startu w połówce ma za sobą miesiące treningów. Litry potu wylane podczas wybiegań, drugiego zakresu, przebieżek, interwałów i gimnastyki zostaną nagrodzone medalem i życiówką na mecie. To pewne! To jest ten jeden jedyny start, kiedy życiówkę masz w kieszeni bez względu na wynik :) Jednak zanim do tej mety dotrzesz warto zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii, które zagwarantują, że przeżycia z pierwszego półmaratonu będą wspaniałe i niezapomniane. 

16 marca 2015

Relacja z 2. Dziesiątki WROACTIV

Druga edycja Dziesiątki WROACTIV przeszła do historii. W tym roku organizatorzy spisali się na medal. Informacje organizacyjne przekazywane były na czas a biuro zawodów, parkingi, szatnie i depozyty były odpowiednio oznaczone. W biegu wzięło udział ok. 1800 osób. Pogoda była lepsza niż roku temu. Chwilami było słonecznie ale mimo to dość chłodno ok. 7stC i wiał silny południowo-wschodni wiatr, który narozrabiał w drugiej połowie biegu ale po kolei.

W sobotę wieczorem odebrałem pakiet startowy. Przypisano mi numer 1873 a przez to, że zapisywałem się na ostatnią chwilę we wtorek przed biegiem nie mogłem liczyć na jego spersonalizowanie. Brakowało również informacji o strefie czasowej, z której miałem startować ale to nie stanowiło dla mnie problemu.

Start zaplanowany został na godz. 12:00 więc można było się dobrze wyspać w niedzielę. Lekkie sprawdzone śniadanie przedstartowe składało się z pszennej bułki, odrobiny masła, dwóch plasterków żółtego sera, dwóch łyżeczek dżemu truskawkowego domowej roboty i szklanki herbaty. Czułem się wypoczęty i wyspany, więc odpuściłem poranną kawę. Postanowiłem pobiec jedynie w krótkich spodenkach i koszulce z zeszłorocznego Półmaratonu Ślężańskiego ale ostatecznie założyłem pod nią dodatkowo techniczny bezrękawnik. Do plecaka spakowałem buty, ręcznik, ciepłe ciuchy na przebranie i wodę. Na parkingu pod stadionem zjawiłem się o godz. 11:00. Spokojnym krokiem ruszyłem w kierunku biura zawodów. Miałem sporo czasu, więc na spokojnie zorganizowałem sobie worek do depozytu i przebrałem się w przestronnej szatni piłkarskiej. Po zdaniu worka opróżniłem butelkę z wodą i potruchtałem na zewnątrz, żeby się rozgrzać i porozciągać. Zaraz po wyjściu okazało się, że jednak jest chłodno a wiatr jest zimny. Stwierdziłem, że to tylko chwilowe odczucie i po rozgrzewce będzie mi ciepło. Kilkanaście minut truchtania, przebieżek, wymachów i podskoków sprawiło, że zapomniałem o chłodzie. Ostatnie minuty przed startem spędziłem w biurze zawodów łapiąc oddech po rozgrzewce i wymieniając uwagi o planowanej taktyce biegu ze znajomym triatlonistą, który był już po kilkugodzinnej jeździe na rowerze. Mój plan był prosty - zacząć dość mocno i nie odpuszczać dopóki będzie moc w nogach.

12 marca 2015

2. Dziesiątka WROACTIV czyli pierwszy start w 2015!

Już tylko tydzień został do zaplanowanego startu w 8. Półmaratonie Ślężańskim. Miała to być pierwsza impreza biegowa w tym roku. Układając plan startów na ten rok zupełnie zapomniałem o 2. Dziesiątce WROACTIV czyli oficjalnej wrocławskiej dyszce na atestowanej trasie. Impreza ta wypada dokładnie tydzień przed połówką wokół Ślęży więc idealnie wpisuje się w plan treningowy. Czas uzyskany w tym biegu będzie dobrym punktem odniesienia przy układaniu strategii na półmaraton i sprawdzianem aktualnej formy biegowej.

Pierwsza edycja Dziesiątki WROACTIV odbyła się 15 marca 2014 i niestety okryła się złą sławą. Po biegu wszyscy mówili zgodnie, że skala imprezy przerosła organizatorów. Na starcie staliśmy mocno stłoczeni a spiker przez mikrofon wykrzykiwał, żeby przesunąć się w prawo, bo tłum biegaczy nie mieści się w strefie. Wszyscy głowili się o jakie "w prawo" chodzi. Potem było tylko gorzej. Opóźniony start i dodatkowa pętla wokół stadionu pogrzebały szanse na życiówki zdecydowanej większości biegaczy, którzy na teoretycznie atestowanej trasie przebiegli nie 10 a 11 km. Jakież było moje zdziwienie, kiedy GPS pokazał zupełnie co innego niż oznaczenia na trasie. Po 2 kilometrze wiedziałem, że coś poszło nie tak. W trakcie biegu mocno wiało i lało ale to akurat nie była wina orgów. Meta była kolejnym bardzo słabym punktem imprezy. Porywisty wiatr nie pozwolił na rozstawienie balonów czy dmuchanej bramy z napisem META, więc kończący bieg nie mieli punktu odniesienia i wiele osób finiszowało zbyt wcześnie lub za późno. Kiedy wpadłem na metę po 46 minutach panował tam taki tłok, że musiałem się dosłownie przepychać przez linię, żeby czujnik to zanotował. Pomieszczenia udostępnione po biegu były za to ciepłe i przyjemne, łazienki przestronne i czyste. W nieco nerwowej atmosferze zjadłem posiłek regeneracyjny w postaci słodkiej bułki słuchając wielu zapewnień, że na kolejnej edycji tej imprezy wielu biegaczy z pewnością się nie pojawi. Organizatorzy podobno przepraszali wszystkich na ceremonii dekoracji zwycięzców. Ja nie brałem w niej udziału, miałem dość frustracji.


10 marca 2015

Dzień Mężczyzn czyli szarża po Ślęży

Dzisiaj przypada Dzień Mężczyzn, święto 40 Świętych Męczenników z Sebasty, oraz 75. urodziny Chucka Norrisa. W taki dzień nie można nie biegać!  

Uczciłem te wszystkie święta razem wzięte w najlepszy znany mi sposób czyli biegiem na Ślężę. Mając na uwadze, że nie mógł to być byle bieg postanowiłem zacząć mocno i tak trzymać do końca. Wiadomo, że nie mogłem zrobić tego równie dobrze jak Chuck, który szybciej biega niż ja stoję a przy tym potrafi ułożyć Kostkę Rubika w jednym ruchu, czyli kopnięciem z półobrotu ale postarałem się, żeby to był najlepszy z dotychczasowych biegów na tej trasie. 


No i wyszło. 01:18:44 na trasie 11,5 km na której zwykle kręcę czas grubo powyżej  01:20:00 a średnie tempo utrzymałem na poziomie 06:45 min/km przy wzroście wysokości 504 m. Dziesiąty kilometr zrobiłem w 03:29 min co było dosłownie pędzeniem na złamanie karku ale to miał być w końcu męski bieg. Po drodze liczyłem potknięcia i niekontrolowane wygięcia stóp. Sądziłem, że po trzecim razie w końcu zaliczę glebę ale doliczyłem do sześciu i nic takiego się nie stało. 

Skończyłem zmęczony, spocony ale zadowolony i ubawiony po pachy tą szarżą. W domu czekała na mnie niespodzianka. Od córek dostałem czekoladki a od żony piwo. Usiedliśmy razem w przedpokoju i dosłownie pożarliśmy słodycze w kilka minut. Piwko popijam pisząc ten tekst :)

9 marca 2015

Biegowe podsumowanie miesiąca - luty 2015

Luty minął szybko. 12 z zaplanowanych 18 jednostek treningowych przełożyło się na 138 km zaliczonych w łącznym czasie 13,5 godziny. Udało mi się w to wpleść dwa dłuższe 17-kilometrowe wybiegania i trzy wyjazdy na Ślężę. Poza standardowym nabijaniem kilometrażu wykonywałem ćwiczenia sprawności ogólnej oraz ćwiczyłem siłę biegową. Byłem na basenie i w saunie. Zaliczyłem całodniowy wyjazd na biegówki, w trakcie którego mimo, że sam nie miałem nart na nogach towarzyszyłem dzieciom, które bardzo szybko załapały o co chodzi w tym sporcie. Wreszcie waga drgnęła w dół i w stosunku do grudnia pokazuje już ponad 2kg mniej. 


Na to że plan nie został wykonany złożyło się wiele czynników. Oprócz trywialnych wymówek w stylu kiepskie samopoczucie, niesprzyjająca aura lub obowiązki domowe miały również wypadki losowe i nieplanowane wydarzenia.

3 marca 2015

Bieganie według planu czy dla fun'u?

http://czmielubiega.blogspot.com/2015/03/bieganie-wedug-planu-czy-dla-funu.html
Co masz zrobić dzisiaj zrób jutro. Tak też będzie z biegowym podsumowaniem lutego, którego dzisiaj nie zrobię, bo mam ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami na temat sensu biegania.

Spędziłem weekend ze znajomymi z ogólniaka. To stara paczka znajomych, których nawet raz w roku ciężko jest zebrać w komplecie. Kiedy się już spotykamy mamy tyle tematów do omówienia, że 3 dni i 2 noce to mało. Wyjeżdżając na spotkanie zabrałem ze sobą buty i ciuchy do biegania ale nie nastawiałem się na to, że chociaż raz wyjdę pobiegać. Jednak udało mi się zrobić luźną piątkę w towarzystwie jednego z przyjaciół. Nie liczył się plan, tempo, tętno, czas czy kilometraż. Ważne było tylko to, że mogłem sobie pobiegać z kumplem. W ten sam weekend trzech innych kolegów zaliczyło udany start w Biegu Piastów, czyli 50 km na nartach biegowych. Zrobili to nie na czas, nie dla rekordów a dlatego, że narty biegowe to jeden z ich ulubionych sportów zimowych. Nie chcieli i nie musieli nikomu nic udowadniać. I to mi się podoba.

Patrząc z perspektywy pięciu przebieganych lat dochodzę do wniosku, że biegać należy przede wszystkim dla fun'u. Wielu (kiedyś łącznie ze mną) twierdzi, że biega dla zdrowia. Jednak będąc zupełnie szczerym bieganie dla zdrowia ma niewiele wspólnego z regularnym uklepywaniem asfaltu zakopconych ulic wielkich miast. Zaliczanie setek kilometrów bezdroży po to, żeby szlifować biegową formę i zdobywać kolejne życiówki również korzystne dla organizmu nie jest. Coraz częściej słyszy się o ofiarach biegania na granicy własnych możliwości. Dopełnieniem całości była informacja o śmierci Lucka. Skłoniło mnie to do refleksji - skoro nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę profesjonalistą czyli zawodnikiem, sportowcem, walczącym o tytuły muszę brać pod uwagę negatywne konsekwencję intensywnego treningu.

15 lutego 2015

Tragedia na Babiej Górze. Wspomnienie Lucka.

Dzisiaj Internet obiegła wstrząsająca informacja o śmierci Lucjana Chorążego, ultramaratończyka, znakomitego biegacza górskiego ze Skawinek. Wczoraj wybiegł na regularny trening na Babiej Górze, z którego już nie wrócił. Kochał góry i został w nich na zawsze.
 
Lucek, dzięki za wspólne kilometry, cenne rady i wskazówki. Byłeś wielkim biegaczem a przy tym skromnym i zawsze uśmiechniętym człowiekiem. Ukończyłeś swój bieg. Odpoczywaj w pokoju [']

http://czmielubiega.blogspot.com/2015/02/tragedia-na-babiej-gorze-wspomnienie.html

13 lutego 2015

Trzy pączki na Ślęży

Wczoraj był Tłusty Czwartek i chociaż na co dzień pączków nie jadam tego jednego dnia w roku mam na nie taką ochotę, że opycham się nimi do zrzygania. Czasami zjadałem nawet 10 sztuk ale wczoraj korek odbił mi po szóstym. Lekko licząc jeden pączek ma co najmniej 250kcal więc zakładam, że wrzuciłem w siebie ok. 1800kcal w postaci poczków z nadzieniem. Poza lekkim obiadem nic więcej nie zjadłem ale i tak postanowiłem spalić część pustych kalorii. Namówiłem dwóch kumpli na wieczorny trening na Ślęży. Trasa, którą zwykle przemierzam za dnia nocą oświetloną czołówką jest jeszcze bardziej niesamowita i wręcz magiczna. W połowie drogi na górę zalega coraz więcej śniegu i robi się ślisko. Z ośnieżonych i oszronionych drzew sypią lodowe igły przy najmniejszy podmuchu wiatru. Wokół panuje cisza i tylko co jakiś czas święcąca para oczu w oddali daje do myślenia, że nie jesteśmy tu sami...

W trakcie półtoragodzinnego treningu spaliłem nieco ponad 800kcal, więc przyjmuję, że były to trzy najmniejsze pączki jakie wczoraj pochłonąłem. Dobre i to :)

Jednak najważniejsze we wczorajszym treningu było podjęcie wyzwania wyskoczenia na wspólny trening na Ślężę przez trzech kumpli będących na różnym poziomie wytrenowania i stawiających sobie odmienne cele na ten sezon. Wszak nie samo klepanie kilometrów jest najważniejsze. Bo choć uklepałem ich już kilka tysięcy najbardziej cenię sobie te zaliczone w dobrym towarzystwie przyjaciół, znajomych czy ludzi poznanych na biegowej ścieżce lub na trasie imprez biegowych.


10 lutego 2015

Światowy Dzień Pizzy czyli refleksje na temat "Jak biegać i nie chudnąć?"

9 lutego przypada Światowy Dzień Pizzy. Jak donoszą media codziennie na świecie sprzedaje się ok 13 milinów pudełek tego przysmaku. Niewiele jest chyba osób, w tym biegaczy, którzy nie lubią pizzy. Zwłaszcza dzieci za nią przepadają i właśnie przez to, że nie potrafię im odmawiać przyjemności zawsze kiedy poproszą robię im ją na kolację. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że próbując zredukować wagę unikam objadania się wieczorami i staram się bilansować posiłki pod względem kalorycznym. Jednak w miniony poniedziałek był Dzień Pizzy więc zjedzenie jej o 21:30 było, zdaniem mojej żony i dzieci, jedynie drobnym grzeszkiem.

Pizza wyszła znakomita i szybko znikała z prostokątnej blaszki. Nie jest to danie niskokaloryczne ale zrobione w domu i konsumowane w rodzinnym gronie z dodatkiem sosu czosnkowego i pomidorowego własnej roboty smakuje wybornie i nie potrafię sobie jej odmówić. Przy ostatnim kęsie pomyślałem, że przecież to się wybiega. ALE ... żeby chudnąć trzeba pilnować ujemnego bilansu kalorycznego. Najlepiej przejść na dietę MŻ czyli Mniej Żreć ale strasznie ciężko ją realizować w codziennym życiu biegacza.

Im więcej biegam tym bardziej chce mi się jeść. Wraz ze wzrostem obciążenia treningowego coraz łatwiej ulegam drobnym grzeszkom dietetycznym bo przecież to wszystko się wybiega. W ten właśnie sposób można biegać i nie chudnąć. Mało tego, można biegać i tyć.

4 lutego 2015

Biegowe podsumowanie miesiąca - styczeń 2015

Nareszcie powróciłem na biegowe ścieżki z zamiarem regularnego biegania i odbudowania utraconej formy. Na pierwszy trening wyszedłem w niedzielę 4 stycznia. Zacząłem od spokojnego rozbiegania i podjąłem decyzję, że cały miesiąc tak właśnie będę biegał. Wolno i spokojnie.
Garmin Connect
Zestawienie wygenerowane w serwisie Garmin Connect
W trakcie trzynastu treningów przebiegłem ok. 135 km co zajęło mi nieco ponad 13 godzin. Średnio wychodzi 13 treningów po godzince ale w rzeczywistości było inaczej. Udało mi się wpleść dwa treningi na Ślęży. Pierwszy dał mi nieźle w kość zarówno w trakcie biegu jak i przez następne dwa dni. Organizm odzwyczajony od długich podbiegów buntował się zadyszką i wysokim tętnem. Następne dwa dni były męczarnią, bo wszystkie nieużywane na co dzień mięśnie dawały o sobie znać dokuczliwym bólem. Jednak było warto się pomęczyć, bo następny wyjazd na Ślężę był mniej bolesny.

Zdarzyło mi się opuścić 3 treningi tj. niedzielny, wtorkowy i sobotni. Podyktowane to było względami rodzinnymi a te nie podlegają dyskusji.

31 stycznia 2015

Plany na 2015 rok

Kończy się styczeń, więc to ostatni dzwonek na zaplanowanie startów w tym sezonie. Zwlekałem z zamknięciem listy ze względu na Bieg Rzeźnika. Jednak nie mieliśmy z moim kompanem szczęścia w losowaniu. Z kolei ktoś kto ma znajomego, którego znajomy zna kogoś kto zna kogoś kto mógłby pomóc w dostaniu się na listę uczestników, ostatecznie nic nie załatwił więc temat startu w Rzeźniku w tym roku uważam za zamknięty. Poniżej prezentuję pięć imprez, w których planuję swój udział. Dystans od 10 do 100km. Biegi po asfalcie, terenie i górach. Będzie się działo. I mam nadzieję, że choroby, kontuzje lub niesprzyjające okoliczności losu nie pokrzyżują ambitnych planów. Nie będę (chyba) porywał się na życiówki na dychę, w połówce i maratonie ale jeśli zrealizuję ostatni punkt na liście czyli jesienny bieg ultra będę miał życiówkę na 100 km. Pożyjemy zobaczymy :)

29 stycznia 2015

Bieganie (nie) boli

Ból ma wiele twarzy, a zwłaszcza ból związany z bieganiem. Zaryzykuję stwierdzenie, że ilu jest biegaczy tyle jest rodzajów bólu. Każdy z nas odczuwa go inaczej na każdym etapie biegowego rozwoju. Jest wiele przyczyn tego bólu i tak samo wiele interpretacji oraz wniosków jakie się nasuwają kiedy go doznajemy.

Na początku swojej przygody z bieganiem poznajesz kolkę.
Kolka pojawia się zwykle kiedy przerwa po posiłku przed bieganiem jest zbyt krótka lub kiedy wypijesz za dużo płynów tuż przed albo w trakcie biegu. Kłucie w boku sprawia, że masz problem z kontynuacją wysiłku fizycznego. Nie pomaga uciskanie boku. Po prostu musisz na chwilę odpuścić, przeczekać i odpocząć. Następnym razem zjesz nie później niż dwie godziny przed bieganiem.


Kolejnym rodzajem bólu jaki odczuwa młody biegacz są mikro urazy włókien mięśniowych, popularnie nazywane zakwasamiPodczas treningu mięśnie ulegają zmęczeniu i uszkodzeniom. Kiedy odpoczywamy mięśnie regenerują się a odbudowane stają sie mocniejsze. Tak właśnie buduje się wzrost formy i tkankę mięśniową. Nie tylko samym bieganiem ale również regeneracją. Przesadzanie z jednym i drugim nie jest wskazane jeśli chcemy ciągle pobijać swoje życiówki. Właśnie uczucie bólu mięśni spowodowane mikrourazami to sygnał do tego aby dłużej odpoczywać lub zmodyfikować plan treningowy. Ból daje do myślenia.

22 stycznia 2015

TOTALNY ODLOT czyli wieczór na BIEGOWYM HAJU!!!

Wtorkowy wieczór. Zwilżam pasek pulsometru przed przyłożeniem go do skóry klatki piersiowej. Wciskam na siebie obcisłą bieliznę termoaktywną, zakładam softshell na plecy, buff na głowę i wiążę buty. Jeszcze tylko zegarek i stara poczciwa Nokia E52, który robi za odtwarzacz mp3. Słuchawki w uszy, głośność na 1/2 zakresu, ulubiona playlista, uruchamiam GPS i w drogę. 

To miało być kolejne wybieganie. Pół godzinki przed siebie i z powrotem. Trasa ok. 11 km.

Zaczynam powolutku. Serce tyka 130bpm, trucht w tempie 6:00 min/km. Wszystko po to, żeby cały trening zrobić w pierwszym zakresie intensywności. Mija 1, 2, 3, 5 km więc wracam.

Jest 42 minuta biegu ... i nagle czuję jak to się zaczyna, jak rośnie i eksploduje!!!

19 stycznia 2015

Podsumowanie sezonu 2014... oraz 2013, 2012, 2011 i 2010 czyli nadrabiam blogowe zaległości.

SEZON 2010


28 kwietnia 2010 rozpoczęła się moja przygoda z bieganiem.  Pierwsze plany treningowe, pierwsze starty, pierwsze medale. Kupowałem pierwsze buty, ciuchy i akcesoria biegowe w tym najprostszy pulsometr.

To był rok niesamowitych emocji i przekraczania kolejnych barier. Udany proces odchudzania, podczas którego zgubiłem 27 kg spowodował wręcz głód osiągania kolejnych sukcesów. Właśnie dlatego porwałem się na maraton. Z uśmiechem wspominam treningi podczas których nie dopuszczałem możliwości zatrzymania się nawet za potrzebą.  Zadebiutowałem w I Biegu dla Maćka na 10 km z czasem 00:47:39. Cieszyłem się jak dziecko wykonując coraz dłuższe wybiegania. Najdłuższe 38-kilometrowe zrobiłem na 2 tygodnie przed debiutem w maratonie. To było szaleństwo podyktowane chęcią sprawdzenia się. Zaryzykowałem wiele, bo nadwyrężyłem prawy staw skokowy ale na szczęście do maratonu się wygoił. Po maratońskim debiucie chciałem do razu poprawić życiówkę i zejść poniżej 03:45:00, więc 2 tygodnie później pobiegłem maraton w Poznaniu, gdzie metę osiągnąłem po 03:44:55.

W sumie wystartowałem w 6 oficjalnych biegach, w tym w dwóch maratonach i dwóch dyszkach. W grudniu kupiłem pierwszego Garmina, model FR60. Ten sezon biegałem w butach Adidas Response Cushion 18.

Poniżej wklejam zrzut podsumowania wygenerowanego w Sports-Tracker, który zarejestrował 1004km.


Ciekawy sezon. Zintensyfikowany trening ukierunkowałem na rozwój formy biegowej i bicie kolejnych rekordów. Zmieniłem buty na Asics Stratus. Wiosną debiutowałem w półmaratonie, wybrałem Warszawę, a w wakacje zrobiłem aktualną życiówkę na tym dystansie w XI półmaratonie Rejów.

Poprawiłem życiówkę na dychę  w II Biegu dla Maćka wynikiem 00:40:42. Razem z siostrą wystartowałem w X Cracovia Maratonie gdzie życiówkę 03:24:11 okupiłem pierwszą maratońską ścianą. Cóż, to też było ciekawe doświadczenie :) Siostra zaliczyła piękny debiut.

Jesienią niestety nie wystartowałem w Maratonie Warszawskim. Plany pokrzyżowała mi choroba w efekcie której wylądowałem w szpitalu z zapaleniem płuc. Pojechałem do Warszawy, odebrałem pakiet startowy ale lekarz zabronił udziału w biegu z gorączką ponad 39stC. Dzisiaj to dla mnie oczywiste ale wtedy rozważałem start i liczyłem, że taka gorączka sama spadnie :) Oczywiście w niedzielę poszedłem na start, żeby chociaż pokibicować maratończykom. To był mój debiut w roli kibica. Opisałem to w jednym z postów. Na targach przy maratonie kupiłem nowe buty Asics Cumulus 12. To były moje pierwsze buty z amortyzacją pod śródstopiem a w kolejnych edycjach tego modelu biegam do dziś.

Końcówka roku minęła mi na dochodzeniu do siebie po chorobie, która odcisnęła na mnie swoje piętno w postaci astmy oskrzelowej. W grudniu powoli wróciłem do treningu.

Zarejestrowałem 1440 przebiegniętych kilometrów.












SEZON 2012

Po odzyskaniu zdrowia zabrałem się za odzyskanie formy. Postanowiłem powalczyć o Koronę Maratonów Polskich więc kontynuowałem trening rozpoczęty w grudniu poprzedniego roku ukierunkowany na królewski dystans. W marcu zadebiutowałem w roli peacemakera dla swojego kolegi Emila. 5. Półmaraton Ślężański, w którym suma przewyższeń wynosi ponad 250 m a ogólna długość podbiegów to 9,3 km, przebiegliśmy w czasie 02:01:22. W kwietniu wziąłem udział w XI Cracovia Maratonie, gdzie bez większego wysiłku wbiegłem na metę po 03:25:34. Przy okazji tej imprezy wziąłem udział w medycznym programie naukowym, którego celem było przebadanie serc biegaczy przed i po dużym wysiłku jakim jest maraton. Wyniki były bardzo dobre czyli moje serce biło jak dzwon.

W maju ustanowiłem aktualną życiówkę na dychę wynikiem 00:40:18 (pomiar netto moim zegarkiem) w III Biegu dla Maćka. W czerwcu drugi raz byłem zającem w XX Półmaratonie Świętokrzyskim, który również do płaskich nie należy. Spaleni słońcem wbiegliśmy na metę po czasie 01:51:43. To był biegowy debiut Cykiego, mojego przyjaciela jeszcze wtedy palacza. Towarzyszył nam Szymon, drugi palacz, na rowerze. Dzisiaj obaj biegają, przy czym Cyki regularnie i nie pali :)

Jesienią pobiegłem maratony we Wrocławiu w czasie 03:22:59 i w Poznaniu 03:24:55. Wrocław dał mi w kość i ostatnie 3 km pokonywałem z olbrzymim bólem wywołanym przez skurcze. Z kolei Poznań wprowadził nową trasę, na której były długie podbiegi na 22 i 36 km oraz na samej końcówce. Jednak zgodnie z planem udało się ukończyć oba biegi poniżej 03:30:00. W nagrodę w jesienią kupiłem startówki Asics Gel Sky Speed 2 a w grudniu zakupiłem nowego Garmina, model 310 XT.












SEZON 2013

To był sezon! Zaczął się od zapisów na X Bieg Rzeźnika. Sezon startowy rozpocząłem w marcu Półmaratonem Ślężańskim gdzie w mrozie uzyskałem wynik 01:36:59. Potem pojechałem do Dębna gdzie drugi raz przywaliłem w ścianę i po raz pierwszy przeszedłem na chwilę do marszu. Mimo to osiągnąłem wynik 03:26:10, czyli poniżej 03:30:00. Bardzo mile wspominam pobyt w Dębnie.

30 maja o świcie wystartowałem z Cykim w X Biegu Rzeźnika jako ekipa Damy Rade.To była największa przygoda w moim życiu. Wspomnienia uwieczniłem na zdjęciach i w filmie, który powstał z montażu migawek nakręconych telefonem komórkowym. Mam zamiar dodatkowo to opisać w poście. Wracając do samego biegu to było to coś innego niż wszystkie poprzednie starty. Przygotowywaliśmy się biegając na Ślężę  ale to czego doświadczyliśmy na beskidzkim szlaku było czymś niesamowitym. Przygoda trwała 14:53:33 ale nam nie o czas chodziło. Muszę wspomnieć, że trening górski i sam bieg zaliczyliśmy w bucikach Brooks Cascadia, ja w 7 a Cyki w 8. Świetnie się spisały.

Tradycyjnie wziąłem udział w IV Biegu dla Maćka i mimo, że było to dwa dni po Rzeźniku na sztywnych nogach przeczłapałem 10 km w czasie 00:51:34. Chodziło o sam fakt uczestnictwa w tej imprezie. Potem była sztafeta w Biegu Firmowym 2013 i blamaż organizatorów I Nocnego Półmaratonu Wrocławskiego. W sierpniu pobiegłem I Letni Bieg Piastów, półmaraton górski, gdzie osiągnąłem wynik 01:42:16.

Jesienią pobiegłem w ramach niedzielnego długiego wybiegania Maraton Wrocławski, żeby dwa tygodnie później zaatakować wynik 03:20:00 w Warszawie. Na 35. Maratonie Warszawskim ustanowiłem aktualną życiówkę w maratonie tj. 03:19:20 i tym samym zaliczyłem ostatni z wymaganych biegów do Korony Maratonów Polskich. Potem było długie roztrenowanie i zasłużony odpoczynek. W związku z przesiadką na Garmina 310XT zrezygnowałem z zabierania telefonu na treningi, więc przestałem tym samym korzystać ze Sports-Trackera. Ten sezon biegałem w kolejnej parze butów Asics Cumulu 12.


Zrzut ekranu z Garmin Connect








SEZON 2014

To był rok pod znakiem odpoczynku od regularnych treningów, planów i diet. 5 stycznia na 16 km wybiegania poczułem ból w prawym kolanie po czym zupełnie zesztywniało. Wróciłem utykając. Diagnoza lekarska była straszna - chondromalacja rzepki, czyli nieodwracalne uszkodzenie. Cholera. Zanim trafiłem do właściwego lekarza minęło kilka tygodni. W międzyczasie nie biegałem i zrobiłem komplet badań łącznie z rezonansem magnetycznym. Ten właściwy lekarz uspokoił mnie. Okazało się, że to nie jest problem z chrząstką a ITBS.  Przez trzy miesiące leczyłem się sam stosując się do zaleceń biegaczy, którzy przez to przeszli. Najważniejszym jednak lekarstwem był odpoczynek. Musiałem niestety zrezygnować z wyjazdu na Maraton di Roma a wpłacone EURO przepadło. Nie biegałem i tyłem a kontuzja powoli ustępowała. Na pocieszeni kupiłem nową parę Asics Cumulus 15.

W marcu pobiegłem kontrolnie 11 km podczas pierwszej Dziesiątki WROActive w czasie 00:50:17. Kolano nie bolało. Organizatorzy dali plamę z organizacją imprezy. Potem tradycyjnie pojechałem na Półmaraton Ślężański gdzie również bez protestów ze strony kolana na mecie zameldowałem się z wynikiem 01:44:39. Wrociłem na chwię do regularnego biegania i dzięki temu w maju zrobiłem życiówkę na 5 km czasem 00:20:08 biegnąc w sztafecie deszczowo-błotnego Biegu Firmowego 2014. Tradycyjnie pobiegłem V Bieg dla Maćka gdzie zadebiutowała moja żona i Szymon, ten od rowera z XX Półmaratonu Świętokrzyskiego. W czerwcu poleciałem 2. Nocny Półmaraton Wrocławski, w którym bez trudu wykręciłem czas 01:35:14. 

W wakacje nie biegałem zupełnie. Znalazłem sobie nową zajawkę - Kitesurfing :)

Przed 32. Maratonem Wrocławskim zrobiłem lekki rozruch. Postanowiłem przebiec go możliwie najmniejszym nakładem energii, bez forsowania się, po prostu dla tradycji. Na metę wbiegłem z uśmiechem trzymając za rękę młodszą córkę a zegar pokazał czas 03:39:29. Wow! Taki wynik dosłownie z marszu. Jak widać forma biegowa nie ulatuje aż tak szybko.

Tak zakończyłem najbardziej rozleniwiony sezon biegowy, w którym zarejestrowałem łącznie 635 przebiegniętych kilometrów.






PODSUMOWANIE

Łącznie w latach 2010-2014 zarejestrowałem 6 462 przebiegnięte kilometry. W tym czasie w skład mojego biegowego wyposażenia weszły:

BUTY

- Adidas Response Cushion 18
- Kalenji Kapteren 50 (bieganie w zimie i w terenie błotnistym)
- Asics Stratus (dwie pary)
- Asics Cumulus 12 (dwie pary)
- Brooks Cascadia 7 (zielone żabki)
- Asics Sky Speed 2
- Asics Cumulus 15

ZEGARKI BIEGOWE

- Kalenji pulsometr (podarowałem siostrze)
- Garmin FR 60 z footpodem (sprzedałem)
- Garmin 310 XT

CIUCHY, których nie będę wymieniał ale jest ich mnóstwo od skarpetek po zimowe softshelle. 

PLECAK biegowy Kalenji oraz KIJE trekkingowe do biegania po górach.

To jest szmat czasu i masa wspomnień. Stopniowo i systematycznie będę opisywał poszczególne starty z tych lat oraz na bieżąco te w których wezmę udział w przyszłości.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...