10 października 2010

XI Poznań Maraton

Wyjechaliśmy całą rodzinką w sobotnie przedpołudnie i dotarliśmy na miejsce z ponad godzinnym opóźnieniem, bo zamiast do Poznania zjechałem na autostradę A2 i zawrócić mogłem dopiero we Wrześni. Tym samym nadłożyłem ponad 80km drogi. No cóż ... zwalam wszystko na kiepskie oznaczenia trasy :))) Odwiedziliśmy moich znajomych z pracy, którzy mają chłopców w podobnym wieku co moje córeczki. Wieczorem zostawiłem dziewczyny u znajomych a sam pojechałem do hotelu zlokalizowanego przy miasteczku maratońskim. 

Rano był przymrozek a na trawie osiadł szron. Po godzinnym śniadanku wyskoczyłem na rozgrzewkę. W międzyczasie zjechała żona z dziećmi i znajomymi. Po rozgrzewce pamiątkowa fotka z Robertem, moim biegowym guru, i spacer do stref startowych. Robert na 3:15 a ja standardowo na 4:00. To był błąd. Ludzi była cała masa, około 4tyś, więc wystartowałem w grupie, z której nie mogłem się uwolnić aż do 7-8km. Dopiero wtedy mogłem przyspieszyć i podobnie jak we Wro zostawiłem za sobą baloniki z napisem 4:00 około 9km. 


Biegło się super. Było chłodno, ale w stroju dokładnie tym samym co we Wro, było optymalnie. Nie zimno, ale też praktycznie bez potu. Kilometry leciały a ja delektowałem się biegiem, widokami i tym co działo się na chodnikach. A działo się wiele. Było mnóstwo ludzi, kapel od weselnych do metalowych, mnóstwo młodzieży ze szkół i żołnierzy. Czytali nasze imiona z numerów startowych i kibicowali po imieniu - Tomasz, dajesz, dajesz, Tomek do przodu, meta coraz bliżej, itp itd. 

Trasa zorganizowana była na dwóch pętlach, więc moich osobistych kibiców spotkałem po raz drugi na półmetku, wymieniłem butlę z izotonikiem i pobiegłem dalej. Moje dziewczynki podobno zezłościły się, że tata ich nie widział choć krzyczały 'Tatuś, tatuś!". Widziałem je, ale koncentrowałem się na wymianie butli i opaski z froty. 

Już po kilkunastu km zorientowałem się, że biegnę w tym samym tempie co pewna dziewczyna. Mijaliśmy się kilka razy, przy punktach żywieniowych (banany, czekolada, cukier w kostkach, woda, powerade) a po 25k m jakoś się zgadaliśmy. Ewa, bo tak miała na imię, debiutowała. W marcu tego roku urodziła dziecko i teraz chciała, na 24 urodziny, ukończyć maraton w 4:00. Dołączył do nas pan w wieku 57lat, który biegł po raz (UWAGA) 237!!! I tak we trójkę biegliśmy do 35 km rozmawiając o życiu, zdrowiu, seksie i bieganiu :) Wtedy Ewa zaczęła słabnąć a ja złapałem drugi oddech. Zostawiłem ich przyspieszając, a starszy Pan biegł nadal w tempie Ewy. Biegł na ukończenie ale zapytany przyznał, że życiówkę miał 00:02:54. 


W nowych butach Asics Stratus biegło mi się rewelacyjnie. Zero zmęczenia, bólu itp. Jedyne co mi przeszkadzało to bolące pośladki od pierwszych km, jak by mi ktoś tyłek skopał dzień wcześniej :) Może to od tej jazdy samochodem, nie wiem. 

Po 30 km mijałem zombie, czyli tych co przywalili w ścianę. Jednego nawet 'ożywiłem' krzyczał za mną, że dziękuję bo już się załamał a dzięki mnie ukończy i będzie obiecany medal dla syna. Potem podbiegł do mnie staruszek i z ciężkim oddechem zapytał 'Dlaczego tak przyspieszyłeś?' ja na to - ale o co chodzi? Odpowiedział, że biegł za mną od początku i to było dobre tempo dla niego ale teraz już nie daje rady. Przybił piątkę i zwolnił. 


Wspomnę jeszcze o karetkach - na trasie jeździły na sygnale od czasu do czasu. Dopiero na mecie zrozumiałem dlaczego. W hali obok masażu, był punkt medyczny a tam ze 20-30 łóżek a na nich ludzie poprzykrywani foliami termicznymi z podłączonymi kroplówkami. Przy niektórych łóżkach stali lekarze i sprzęt medyczny. Kiedy zapytałem, czy mogą zrobić mi masaż usłyszałem, że 'tu jest reanimacja, a masaże są w hali obok'. Widok był zatrważający.


Na 39km przyszło mi do głowy, że zwolnię na 15sek żeby odpocząć, jakaś niemoc mnie dopadła, ale podbiegł do mnie szef naszego biura i w dżinsach i pantoflach przebiegł ze mną ok. 0,5km do punktów żywieniowych. Po kubku wody i zmoczeniu czapki dostałem wiatru w żagle! 

Pognałem na metę i po pięknym finiszu ukończyłem maraton w świetnej formie. Wynik - 3:44:55 netto, plan na 3:45:00 wykonany!!! :)




Poczekałem chwilę na Ewę - ukończyła w 3:55 :) Ten starszy pan jeszcze nie przybiegł, pewnie zaopiekował się jakimś zombie :) Potem były już gratulacje od rodziny i znajomych, medal, darmowe piwko i masaże. Było super!

Jestem bardzo zadowolony z tego startu, bo udało mi się skutecznie powalczyć o wynik. Już nie mogę się doczekać kolejnego maratonu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...